Eliza Orzeszkowa na większości zdjęć wygląda jak nobliwa, starsza pani. Taka, której się trochę boimy. Ona wydaje się ostoją wszelkich pewności albo konserwatyzmów. Kiedy wchodzi do tramwaju, my wiemy, że musimy wstać. Na dodatek przypomina nam się cała lista rzeczy, które mogłyby być w tym momencie nie tak: pogniecione ubranie, brudne buty, brak przygotowania na zajęcia, na które właśnie jedziemy, kiepy przy łóżku...itd.
Trudno, patrząc na nią, wyobrażać sobie, że mogłaby czegoś nie wiedzieć, że mogłaby się do tego przyznać. Zmora z "Nad Niemnem".
I w "Jędzy" taki ton wszystkowiedzący wychodzi także. Eliza wie jak jej bohaterka powinna postąpić i czuję, że ją lubi i tłumaczy jej wybory. To nie jest tak, że dziewczyna jest arogancka i źle wychowana. Wprost przeciwnie - ona właśnie chce być w stosunku do wszystkich fair i w swoich dobrych zamiarach, asertywności powoduje kolejne nieporozumienia. Biedna młoda krawcowa utrzymuje matkę, która złośliwie komentuje każdy krok dziewczyny, użalając się nad swoim losem, matki opuszczonej przez dwóch ukochanych synów. Jadwiga - pracoholiczka, psychicznie zawłaszczona reaguje jak automat, koncentrując się na najbardziej podstawowych czynnościach. To, co jest niesamowite w tej książce, to obsesja autorki/bohaterki na punkcie czystości.
Postacie dobre, godne szacunku opisywane są zazwyczaj jako czyste, zadbane. Czarne charaktery zazwyczaj charakteryzują się nie utrzymywaniem higieny. Ciekawie przebiega znajomość Jadwigi z mieszkającą po sąsiedzku rodziną żydowską.
"Od paru już lat, parę razy na tydzień słyszy ona hałaśliwe i grubiańskie kłótnie szewca i jego żony, a potem znowu wysłuchiwać musi płaczliwych, piskliwych, nieskończenie długich wyrzekań i lamentów tej ostatniej, a dotąd jeszcze oswoić się nie może z widokiem mizernego, niskiego, brudnego życia tych ludzi. Jest w niej coś, jakiś instynkt porządku, jakieś zamiłowanie fizycznej zarówno jak moralnej czystości, które widoki takie czyni jej nieznośnymi".
W pewnym momencie relacje bohaterki z żoną krawca zaczynają się zacieśniać i widzi jak pod brudną dosłownie powłoką kryje się czyste serce :)
Jadwiga podobnie opisuje przestrzeń, w której mieszka z matką. Swój stosunek do niej wyrażając także w braku umiejętności utrzymywania jej w czystości.
"Do kuchni poszła, Jadwiga zaś obejrzała się po pokoju. Prawie wcale nie był on dziś wymiatanym. Ze środka podłogi tylko zniknęły szmatki różnych materii, ale pod ścianami bielały szlaki pyłu, który też okrywał szafy i komody. Poskoczyła, płóciennym fartuchem od szyi do stóp suknię okryła i szczotkę pochwyciwszy, żwawo, starannie rozpoczęła robotę wymiatania i oczyszczania pokoju. W chwili właśnie gdy nisko schylona szczotką wydobywała spod sprzętów sporą kupę śmiecia, Szyszkowa, z chlebem i solniczką w ręku, znowu w drzwiach przepierzenia stanęła.
– A toż co? A toż na co? Jezus, Maria! zamiotłam dziś przecież mieszkanie, uprzątnęłam, pyły starłam, a ty znowu zamiatasz! Śmierć, utrapienie, nieszczęście, zguba! Po cóż ty to robisz? I po cóż ty to robisz? No, i dlaczego ty to robisz? Dlaczego? dlaczego?
– Dlatego, moja mamo, że nie lubię brudów w mieszkaniu!"
Ponieważ nienawidzę brudu, niedoskonałości, braku ograniczeń, rozlewania się, nakładania, flaków i zbyt dobrej, zbyt szczegółowej pamięci.
Jędza w ciekawy sposób ujmuje też postać głównej bohaterki, która stara się być za wszelką cenę niezależna. Nawet, kiedy pojawia się w jej życiu mężczyzna, który proponuje jej utrzymanie, nic się nie zmienia. I to jest fajne.